Zgłoś naruszenie...
Wybierz jedną z poniższych opcji.
Ten komentarz dotyczy mnie lub znajomego:
atakuje mnie,
atakuje znajomego.
Komentarz dotyczy czegoś innego:
spam lub oszustwo,
propagowanie nienawiści,
przemoc lub krzywdzące zachowanie,
treść o charakterze erotycznym.
Napisz
PANEL

wpisy na blogu

Wpis 190

Data dodania: 2018-10-21
wyślij wiadomość

Jakiś czas temu, z myślą o nadchodzącej zimie, kupiłem w Castoramie niewielką wiatę na drewno kominkowe. Bądź co bądź, takie ochronione od deszczu drewno spala się w kominku znacznie efektywniej. Zestaw typu "skręć to sam" skleciłem przy pomocy wkrętarki i dołączonych wkrętów w pół godziny. Ponieważ stabilność tej konstrukcji była mocno dyskusyjna, wzmocniłem ją z tyłu dodatkową listwą, która choć nie uleczyła sytuacji, to zdecydowanie poprawiła chybotliwość wiaty. Całość została potraktowana lakierobejcą w kolorze prawie grafitowym.

Po ustawieniu wiaty w wyznaczonym miejscu, na tylnej ścianie garażu, doszedłem do wniosku, że jednak należy ją przymocować do podłoża. Za podstawę posłużyły dwa kawałki krawężnika, które dociąłem na wymiar i położyłem na płasko, a następnie przy pomocy kołków rozporowych i kątowniczków przymocowałem do nich wiatę. No, teraz to tej wiotkiej konstrukcji nawet tornado nie przewróci... a przynajmniej mam taką nadzieję. Wykończenie wiaty stanowi kilka arkuszy grafitowego gontu przyklejonego do daszku przy pomocy lepiku na zimno.

Nadszedł czas by zająć się wypełnieniem wiaty w drewniane polana. Zakupiłem więc 2 kubiki sezonowanego drewna dębowego i zacząłem układać je pod nową wiatą. Problem pojawił się w momencie, gdy odkryłem, że udało mi się upchać pod nią niecały kubik, a gdzie mam schować resztę? Przykryć jakąś folią, schować w garażu albo na strychu, może w sypialni pod łóżkiem? Trzeba coś zdecydować, bo zapowiada się załamanie pogody i całe te suche drewno namoknie od deszczu.

W dwa popołudnia stworzyłem nową wiatę wykorzystując bardzo proste środki. Jest to kolejna kompletna improwizacja, jakich przy budowie i urządzaniu naszego domu jest wiele, bez żadnych planów, rysunków i instrukcji. W markecie budowlanym kupiłem 16 impregnowanych ciśnieniowo palików 4x80 cm po 4 zł za sztukę (razem 64 zł), 8 impregnowanych kantówek 4,5x4,5x180 cm po 9 zł za sztukę (razem 72 zł), paczkę grafitowego gontu karpiówki za 70 zł i trochę wkrętów za 4 zł. Wykorzystałem też stare laminowane panele podłogowe zabrane ze starego mieszkania i lepik na zimno, który pozostał z innych prac. Na miejsce nowej wiaty wybrałem boczną ścianę garażu o długości 7 m. Do palików wbitych na odpowiednią głębokość zostały przykręcone poziomo kantówki. Na to poszły panele, do których to z kolei lepikiem przykleiłem gont. Całość jest oczywiście nachylona ze spadkiem "od muru" i elegancko chroni resztę kominkowego drewna. Całość kosztowała mnie 210 zł i za taką cenę mam "mebel" wykonany na miarę i na swoje potrzeby.

Warto stosować nietypowe rozwiązania, bo po pierwsze są niepowtarzalne, takich tworów raczej nikt w okolicy nie ma, po drugie są idealnie dopasowane do naszych potrzeb a po trzecie, wykorzystując jakieś elementy, które być może walają się gdzieś po garażu, można dość tanio stworzyć coś fajnego.


2Komentarze
Data dodania: 2019-03-19 10:45:28
Jak to się mówi.. potrzeba matką wynalazków ;) Brawo.. stolarz Darecki byłby dumny :)
odpowiedz
Data dodania: 2019-07-01 07:04:29
Myślę, że stolarz Darecki to do mojej extra wiaty w ogóle by się nie przyznał. Jest to, jak by na to nie patrzeć, zwykła prowizorka, która, jak znam życie, przetrwa dłuuuugie miesiące.
odpowiedz
Odpowiedź do belladream

Wpis 188

Data dodania: 2018-08-31
wyślij wiadomość

Hmmm... Do jakiej kategorii zaliczyć dzisiejszy post? "Wykończenia"? Chyba nie, przecież pokój nastoletniego syna jest urządzony, bialutki (ze śladami ponad rocznego użytkowania :) i umeblowany. "Wtórne wykończenia"? Nie, to jest bez sensu. A może "Remont"? Ale że co, że po roku generalny remont? Nie, to też nie ta kategoria. A gdyby tak zaliczyć ten post do kategorii "Dopieszczanie"? Tak, tak, tak, zdecydowanie to będzie najwłaściwsza nazwa.

Generalnie w całym domu (są oczywiście wyjątki) dominuje biel ścian i sufitów. I to z kilku powodów. Po pierwsze, na potrzeby jak naszybszego wprowadzenia się. Malując wszystko białą farbą ominęły nas dylematy przy wyborze farb na poszczególne ściany. Coś w stylu: "Może zieleń? Nie tylko nie zieleń, nie cierpię zieleni, ale ten żółty jest całkiem fajny. No co ty, z żółtych pokoi się wyprowadziłeś po to żeby do żółtych pokojów się wprowadzić? Ale co byś powiedział o tym niebieskim? Nieeee... niebieski jest jakiś taki ponury." i tak dalej. Poza tym nie ma przy malowaniu zabawy taśmami malarskimi, bo trzeba kolor od koloru odciąć, bo trzeba uważać na łączenia ścian i sufitów, ot, bierze się pędzel czy wałek i wszystko maluje się w jednym kolorze.

Po drugie, biały kolor jest dobrą bazą do późniejszego nałożenia na niego każdego innego wybranego koloru. Po trzecie, biel jest kojarzona z czystością i sterylnością. I mam takie nieodparte wrażenie, że wracając po kilku dniach nieobecności do białego pokoju, kurz który tam zdążył osiąść jest jakiś taki nieszkodliwy, podczas gdy w sąsiednim pokoju, pomalowanym na inny niż biel kolor, ten sam kurz zdaje się być taki "ciężki i brudny".

Po czwarte, białe pokoje, choć może odrobinę monotonne, to są niesłychanie jasne, co szczególnie widać w słoneczne dni.

Nadeszła jednak chwila, gdy nasz syn stwierdził, że chciałby dokonać zmian w swoim pokoju. Zmiany miały dotyczyć kolorystyki ścian, włączając w to fototapetę, oświetlenia i przede wszystkim nowego biurka.

Fototapeta - chodził chłopak i męczył, że chce widok Nowego Jorku nocą. Poszliśmy do sklepu i po chwili wybrał - zachód słońca na sawannie. Hmmm... klimat daleki od "New York City night", ale skoro widok afrykańskiego zmierzchu raził go jak grom, to czemu nie?

Kolor ścian - stanęło na tym, że sufit i skosy pozostaną białe, a reszta ścian będzie szara, z wyłączeniem ściany z fototapetą, gdzie nieotapetowane miejsca będą czarne.

Oświetlenie - ponieważ w fazie projektowania pokój ten był wybrany na naszą sypialnię, a później przez upór i twarde stanowisko syna stał się jego pokojem, to na ścianach  w miejscu, w którym miało stać nasze łóżko, wyprowadziliśmy przewody pod kinkiety. Teraz w tych miejscach zamontowałem LEDowe żarówki RGB, które nasz nastolatek ustawia pilotem na kolor współgrający z motywem na fototapecie. Cały pokój tonie w kolorach zachodzącego słońca. Nieźle to sobie wymyślił.

Cała koncepcja zmaterializowała się do takiego widoku, przy czym zdjęcie oczywiście nie oddaje właściwie ani nastroju, ani kolorów:

Osobną kwestią stało się biurko. Założenia były następujące - duże, rogowe, wygodne, bez szuflad i szafek. Takie super wygodne miejsce do nauki, pracy na laptopie i grania na konsoli. Z czego to ostatnie było priorytetem. Przegląd ofert w kilkunastu salonach meblowych pokazał, że to co jest dostępne nawet nie zbliża się do założonych kryteriów. No więc chcąc, nie chcąc, zdecydowałem się na własnoręczne skonstruowanie takiego mebla, czyli coś, czego jeszcze nigdy nie robiłem. Ponieważ biurko w swojej konstrukcji nie miało niczego finezyjnego, toteż i sklecenie tego mebla nie sprawiło mi większych problemów. Kilka półek meblowych dociętych na wymiar w markecie budowlanym, wiertarka, wkrętarka, drewniane kołeczki i markery do otworów na nie, wiertło do konfirmatów, i to chyba na tyle. Po godzinie powstało biurko 170 x 170 cm.

Żeby jakoś kąt z biurkiem upiększyć, to młody okleił go (kąt a nie biurko oczywiście) kamieniem gipsowym imitującym cegłówki. Ja postanowiłem dorobić do biurka efektowne oświetlenie. Po pierwsze, taśma LED umieszczona w narożnym profilu aluminiowym, umocowanym wzdłuż tylnej krawędzi biurka tak, aby oświetlać cegłówki. Po drugie, pod biurkiem umocowałem kinkieciki z LEDowymi żarówkami RGB, identycznymi jak te robiące nastrój wieczornej sawanny.

Co z tego wyszło? No cóż, zawsze takie biurko chciałem mieć.



7Komentarze
Data dodania: 2018-09-01 17:30:11
"Dopieszczanie" 😁 - też uważam, że to idealne określenie. Bardzo fajnie Wam to wyszło. Gratuluję 😊
odpowiedz
Data dodania: 2018-09-01 20:47:15
Z jednej strony urządzanie domu od razu na "wysoki połysk" jest fajną sprawą, bo robi się to raz na wiele lat. Z drugiej strony trzeba mieć na to finanse, których nam brakuje. Dlatego działamy metodą na "dopieszczanie". Po ponad roku mieszkania w nowym domu uważam, że jest to metoda dużo lepsza od robienia wnętrz od razu na gotowo. Dlaczego? Podam przykład z instalacjami elektrycznymi: najpierw był projekt, w którym wizja architekta narzucała pewien rozkład gniazdek i punktów świetlnych. Po dogłębnej analizie naszych potrzeb dokonaliśmy korekty w ich rozmieszczeniu. Potem była "wizja lokalna" z elektrykiem w surowych murach nowego domu, po której słuchając rad doświadczonego specjalisty kolejny raz zmieniliśmy ilość i układ punktów elektrycznych. W trakcie takiego podstawowego wykańczania pomieszczeń po raz kolejny dokonywałem drobnych korekt w instalacji elektrycznej. Teraz, po roku jak tu mieszkamy, doświadczenie życia codziennego pokazuje co, gdzie i w jaki sposób musi być zainstalowane, aby było wygodne i spełniało nasze potrzeby praktyczno-estetyczne. Założę się, że wielu budujących miało podobnie. To samo dotyczy malowania, kafelkowania, meblowania i wszystkiego co tylko jest związane z urządzaniem domu. Sporo razy słyszałem od różnych inwestorów, że jakby jeszcze raz mieli budować, to coś zrobiliby inaczej, a robiąc wszystko na gotowca pozbawiają się takiej możliwości. Dlatego my urządzamy dom metodą na dopieszczanie, choć wiemy, że potrwa to dość dłuuugo. Ale na szczęście nigdzie się nam nie spieszy. Dzięki za komentarz i cieszę się, że komuś się podoba.
odpowiedz
Odpowiedź do ania--jakub
Data dodania: 2018-09-01 21:10:29
Doskonale to rozumiem. Nam też nie udało się jeszcze wszystkiego zrobić. I już mieszkając możemy sobie pewne niedokończone rzeczy lepiej przemyśleć. Też będziemy długo dopieszczać nasz domek 😉 Ale dzięki temu będziemy cieszyć się każdym drobiazgiem.
odpowiedz
Odpowiedź do naszfamiliaris
Data dodania: 2018-09-02 07:15:13
Dokładnie tak.
odpowiedz
Odpowiedź do ania--jakub
Data dodania: 2019-03-19 10:51:35
dopieszczanie
no i wyszło naprawdę z klimatem.. nastolatką nie łatwo dogodzić ;) Juz nie mogę się doczekać aż ja zacznę kazdy zakamarek dopieszczac :)
odpowiedz
Data dodania: 2019-03-19 11:16:51
Już za chwileczkę, już za momencik... Nastąpi to prędzej niż sobie wyobrażasz. Mówię to z własnego doświadczenia.
odpowiedz
Odpowiedź do belladream
Data dodania: 2019-03-19 11:33:27
Wiem.. bo pamiętam jak pierwszy pustak ledwo co kladlismy.. A tu już łazienka będzie za niedługo.. leci pomału.. Ale do przodu :)
odpowiedz
Odpowiedź do naszfamiliaris

Wpis 187

Data dodania: 2018-08-30
wyślij wiadomość

"Pada deszczyk pada, kapie sobie równo..."

...a kropla do kropli i... jak się z głową takich kropel nie zagospodaruje to możemy mieć wielki mokry problem. Jak taki problem rozwiązałem u siebie?

Niektórzy mają możliwość podłączenia się do kanalizacji deszczowej. Fajna sprawa - podłączasz rynny do kanalizacji i to by było na tyle, woda grzecznie ścieka do kolektora i problemu nie ma. No chyba, że lokalne władze ustanowiły podatek od powierzchni dachu, z której odprowadza się deszczówkę. Cóż, za wygodę trzeba płacić :(

Co niektórzy mają gdzieś tuż za płotem jakiś strumyczek czy inny ciek wodny i tam wpuszczają zawartość rur spustowych. Nie drążyłem tego tematu i nie wiem, czy jest to legalne, czy może trzeba biegać za jakimiś pozwoleniami, ale sama koncepcja takiego pozbycia się wody opadowej jest bardzo wygodna.

Inni zbierają deszczówkę z rynien do różnych zbiorników, od beczek przez dedykowane do takich celów kilkusetlitrowe pojemniki (niektóre mające fajne kształty np. starogreckie wazy) po zbiorniki  z nieużywanych szamb czy oczyszczalni ścieków. Zgromadzona woda idealnie nadaje się do podlewania przydomowej "zieleniny".

Jeszcze inni, choć osobiście nikogo takiego nie znam, decydują się na instalację systemu zagospodarowania wody deszczowej. O, takie rozwiązanie to jak dla mnie super sprawa. Taką zmagazynowaną i przefiltrowaną deszczówkę wykorzystuje się nie tylko do podlewania ogródka, ale też do spłukiwania toalet czy też np. do umycia samochodu lub do zrobienia prania. U nas to wciąż rzadkość, ale w takiej np. Belgii wszystkie nowe domy o powierzchni dachu, jeżeli się nie mylę, powyżej 100 m2, muszą być wyposażone w taki system. Jedynym problemem jaki tu widzę dla siebie to pieniążki na taką inwestycję. "Trochę" złociszy zapewne to kosztuje.

Są jeszcze ci, którzy nie wdając się w dyskusje o estetyce, kierują swoją deszczówkę wprost z rynien na trawnik obok domu, sprawiając, że ich posesja wygląda niczym mokradła nad Mississipi, nic tylko wpuścić aligatory. Ba, pół biedy, gdy tak odprowadzoną deszczówkę właściciel posesji trzyma w granicach swojej działki, czasami widzę jednak jak hektolitry wody walą spod domu wprost na drogę pod koła samochodów i pod nogi pieszych. Jak takiemu wszystko jedno gdzie, to niech sobie rynny wykieruje do sypialni i tam zrobi "styl wenecki" :)

Ja podszedłem do sprawy jeszcze inaczej. Miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego nakładał na mnie obowiązek zagospodarowania wód opadowych na własnej posesji. Postanowiłem deszczówkę rozprowadzać pod powierzchnią działki. Dwa lata temu cztery z pięciu rynien zaopatrzyłem w plastikową studzienkę z wbudowanym koszykiem do odfiltrowania liści i ewentualnych innych zanieczyszczeń mogących spływać rurą spustową. Dalej jest rura drenarska bez otworów o długości 2 m. Chodziło mi o to, aby woda deszczowa nie rozprowadzała się w gruncie tuż obok budynku ale w pewnej odległości od fundamentów. Następnie jest 10 m rury drenarskiej z otworami, przez które deszczówka rozprowadza się w gruncie. Wszystko to owinięte jest geowłókniną, po to aby nie doprowadzić do zamulenia otworów w rurze drenarskiej i zakopane z niewielkim spadkiem w dość grubej warstwie żwiru rzecznego.

Cztery rynny nie robią problemu, w związku z czym przyszła pora, żeby ostatnią, piątą rynnę potraktować identycznie. Do odpowiednio głębokiego wykopu nasypałem warstwę wyrównawczą piasku.

Połączone z rurą spustową przez osadnik rury drenarskie owinąłem geowłókniną i ułożyłem w wykopie na warstwie żwiru.

Całość zasypałem sporą ilością żwiru.

Wyrównałem teren rozplantowując ziemię z wykopu. Przy okazji prac ziemnych tuż przy budynku, zrobiłem opaskę z obrzeży krawężnikowych i grysu granitowego ułożonego na agrowłókninie. Agrowłóknina zabezpiecza nas przed chwastami, a to co ewentualnie tam wyrośnie, to jest w tak niewielkiej ilości, że utrzymanie porządku nie nastręcza żadnych trudności. Ot, jakiś chuderlawy skrzyp czy kiepski oset, który bez problemu wychodzi po pociągnięciu go dwoma palcami. Tak na marginesie, agrowłóknina wszędzie tam, gdzie sypię żwir lub korę jest układana jako podkład i świetnie się sprawdza. Polecam takie rozwiązanie.

Po dwóch latach mogę powiedzieć, że obawy, które mimo wszystko gdzieś mi towarzyszyły w trakcie zakopywania rur, nie potwierdziły się. Odprowadzanie wody z dachu, którego powierzchnia w moim przypadku ma ponad 220 m2, działa bez zastrzeżeń. Pięć rur spustowych wlewa pod powierzchnię ternu całą deszczówkę, i nie zdarzyło się jeszcze, aby nadmiar wody, nawet przy potężnych ulewach, wybijał przez osadniki. Grunt ponad zakopanymi rurami drenarskimi jest stabilny i nie zapada się, a ilość wody, która ewentualnie pojawia się po intensywnym deszczu na powierzchni nie różni się od innych miejsc na działce, które są oddalone od mojego systemu odwodnienia.

Na koniec jedna uwaga. Sposób poprowadzenia rur drenarskich musi być przemyślany, żeby kiedyś nie zachciało nam się nad taką rurą posadzić drzewa, które systemem korzeniowym zdemoluje nasze cudeńko.




Wpis 186

Data dodania: 2018-08-27
wyślij wiadomość

Hmmm...

Eeeehhhh...

...a może....

Chyba jednak najlepszym wyjściem będzie kilka zdań bez tzw. owijania w bawełnę. Ostatni wpis zrobiłem niemal 8 miesięcy temu, jakoś tak przed Nowym Rokiem. To co, ktoś może spyta, chałupa pewno odpicowana, wszystko pomontowane i urządzone. No, niby tak, ale nie do końca.

Gdzieś właśnie w okolicach Nowego Roku zacząłem marzyć o tym, by zima odeszła już za siódmą rzekę i siódmą górę, a przynajmniej za najbliższy pagórek. Tak bardzo chciałem chwycić w dłoń łopatę i grabie, kopać dołki i sadzić krzaczki, i mieszkać, cieszyć się z własnego domu i czerpać pełne garście radości z życia, które tu sobie urządziliśmy. I udało się, udało się na 120 procent, udało się do tego stopnia, że u progu jesieni zaczynam nieśmiało marzyć o pracy wewnątrz budynku. Bo chociaż cudnie jest obcować z przyrodą, szczególnie tą, którą zna się od nasionka, od sadzonki, od pierwszych źdźbeł i pąków kwiatowych, to chyba jednak zaczynam odczuwać lekki przesyt z bycia ogrodnikiem. Coraz częściej myślę o kafelkach, kartongipsach i innych budowlanych konkretach. A poza tym, w przyszłym roku znów przyjdzie wiosna i dobrze będzie mieć zostawioną na tą okoliczność jakąś pracę.

W kolejnym wpisie namaluję coś bardziej szczegółowo o moim "ogrodowaniu", a dzisiaj tylko kilka fotek obrazujących zmiany jakie zaszły przez te kilka miesięcy. 

Tak było w kwietniu...

... a tak jest w sierpniu:


Mimo wszystko szkoda, że lato się już kończy...

Wpis 185

Data dodania: 2017-12-30
wyślij wiadomość

Zleciał nam ten rok. Słyszałem gdzieś kiedyś taki tekst: "Dopiero co byłem na zabawie sylwestrowej, a znów muszę iść na sylwestrową potańcówkę. Jakie te życie jest męczące, normalnie trzeba chodzić z imprezy na imprezę". I coś w tym jest. Umykają nam dni, tygodnie i miesiące nie bardzo wiedząc kiedy, a schody z dnia na dzień robią się jakieś takie dłuższe. Tym bardziej trzeba zadbać o to, żeby życie zorganizować sobie w sposób jak najlepszy.

Czy spędzanie całych dni na urządzaniu swojego domu to czas stracony? W żadnym wypadku, przynajmniej dla mnie. Już kiedyś pisałem, że nasz domek stał się moją pasją. Czasami czuję się znużony, bo wiele prac przy wykończeniówce jest zwyczajnie żmudna i monotonna, ale jak dwa dni nic przy domu nie pomajstruję, to chodzę jakby mi brakowało czegoś niezbędnego do życia. A może to tylko przyzwyczajenie? Po części pewno tak, bądź co bądź to już chyba ponad dwadzieścia miesięcy jak każdą wolną chwilę poświęcam na udoskonalanie naszej chałupki. Ale nie tylko. To 2o miesięcy nieustającej przyjemności z obcowania z tymi murami, uczenia się delikatnych dźwięków dochodzących z naszego nowego domu, obserwowania zmian w otoczeniu domu zachodzącymi wraz ze zmianami pór roku. To zwyczajnie radość z przebywania w naszym Familiarisie.

Był to rok bardzo ważny dla nas z dwóch powodów. Po pierwsze wydaliśmy córkę za mąż, po drugie wprowadziliśmy się do nowego domu, w nowym mieście, mamy nowych sąsiadów i w pewien sposób wyzerowaliśmy nasze codzienne życie. Co prawda zostały dla nas stare miejsca pracy i dotychczasowa szkoła dla syna, ale po codziennych obowiązkach wracamy do naszej nowej rzeczywistości. I mimo tego, że mieszkamy tu już od pół roku, to wszystko jest tu dla nas w pewnym sensie nowością, od obsługi domowych instalacji, przez ogród, którego nigdy przedtem nie mieliśmy aż po zmieniający się wygląd wnętrza, bo cały czas jednak coś tu robię. Życzyłbym sobie, aby następne lata kończyły się w równie dobrym nastroju.

Czym kończę ostatnie dni roku 2017? Kontynuuję prace w górnej łazience. Co prawda nie są to jakieś spektakularne postępy prac, bo okres świąteczno-noworoczny raczej nie sprzyja takim pracom, ale coś tam trochę podziałałem. Skończyłem kafelkować ściankę oddzielającą strefę prysznica od strefy wuceta.

Zająłem się też przeróbką elektryki na drugiej bocznej ścianie przy kibelku.

Rozpocząłem też prace przy ostatnim fragmencie łazienki, który jeszcze pozostał nietknięty, a mianowicie przy strefie wanny. Tutaj wykorzystując bloczki betonu komórkowego stworzyłem murek, który z jednej strony pomoże mi przedłużyć rurki instalacji wody pod baterię nad wanną, a z drugiej strony stworzy półkę na środki czystości czy jakieś świeczki robiące nastrój w czasie kąpieli. W bloczkach wykułem bruzdy pod rurki.

Udało mi się też w strefie wanny, począwszy od góry, przykleić parę płytek.

Do przyklejenia zostało w łazience jakieś 30% kafelek. Ale to już nie w tym roku. Sukces ukończenia łazienki odtrąbimy już w nowym 2018 roku.

Na koniec życzenia na Nowy Rok... Życzę wszystkim, by połączyła Was z budowanymi domami silna więź emocjonalna, niezależnie od zaawansowania waszych budów. Od pierwszego pomysłu na budowę, przez meandry formalności, cały proces budowy aż do zamieszkania w ukończonym domu. Właśnie tak, domu a nie budynku, bo nie chodzi tu chyba o miejsce gdzie można coś zjeść, umyć się, obejrzeć TV i przespać się. Chodzi tu o DOM, w którym żyjemy prawdziwym życiem, w którym jest rodzinne ciepło, jest miłość, w którym gościmy przyjaciół, który jest naszym najpiękniejszym miejscem na świecie. Życzę Wam samych trafnych decyzji inwestorskich, wyłącznie solidnych i niezbyt drogich ekip wykonawczych, braku jakichkolwiek problemów budowlanych i upragnionych przeprowadzek do Waszych nowych gniazdek.

Szczęśliwego Nowego Roku!!!

naszfamiliaris
ranga - mojabudowa.pl elita
Wyślij wiadomość do autora OBSERWUJ BLOGA
statystyki bloga
Odwiedzin bloga: 82269
Komentarzy: 309
Obserwują: 136
On-line: 9
Wpisów: 199 Galeria zdjęć: 257
Projekt FAMILIARIS II G1
BUDYNEK- dom wolno stojący , parterowy z poddaszem bez piwnicy
TECHNOLOGIA - murowana
MIEJSCE BUDOWY - Żory
ETAP BUDOWY - Brak
ARCHIWUM WPISÓW
2021 listopad
2020 październik
2020 wrzesień
2020 styczeń
2019 sierpień
2019 czerwiec
2018 październik
2018 sierpień
2017 grudzień
2017 listopad
2017 październik
2017 sierpień
2017 lipiec
2017 czerwiec
2017 maj
2017 kwiecień
2017 marzec
2017 luty
2017 styczeń

OBECNIE NA BLOGU
2 niezalogowanych użytkowników
Statystyki mojabudowa.pl
Liczba blogów: 67131
Liczba wpisów: 222808
Liczba komentarzy: 903577
Liczba zdjęć: 681136
Liczba osób online: 474
usuń reklamy
Top 100 blogów

sprawdź listę 100 najczęściej odwiedzanych blogów.

sprawdź teraz
200 zł rabatu + dostawa gratis.
mojabudowakupon rabatowy