Wpis 177
Ostatnio na jednym z tutejszych blogów umieszczałem komentarz traktujący o widokach z okien domu. Pomyślałem, że jest to dobry temat na wklepanie kilku zdań.
Ci, co działkę już mieli bo była prędzej w ich posiadaniu, albo otrzymali ją w spadku lub w wyniku darowizny, nie mieli wiele do powiedzenia w kwestii jej lokalizacji. W naszym przypadku, chyba podobnie jak w przypadku większości inwestorów, działkę musieliśmy kupić. Było z tym sporo biegania, choć kilka razy byliśmy już prawie zdecydowani na kupno. Szczęśliwie nigdy decyzji nie podejmowaliśmy od razu, najpierw dając zmysłom i rozumowi przeanalizować sprawę podczas nocnego snu. Za każdym razem warto przespać się z problemem, bo jakoś się tak dzieje, że na drugi dzień człowiek ma takie wyraźne spojrzenie na temat i myśli bardziej racjonalnie, emocje zostawiając gdzieś na marginesie. Gdyby nie to, to może teraz mieszkalibyśmy w miejscu, które niezbyt by nas zadowalało, chociaż pierwsze oględziny wprawiały nas w zachwyt. Po takiej spokojnej analizie zawsze wychodziły jakieś mankamenty: a to zbyt drogo, a to niejasne uregulowania prawne, a to dziwne służebności, a to brak uzbrojenia, to znów uzbrojenia zbyt wiele (linia energetyczna biegnące przez środek działki), to autostrada za płotem, albo wnikliwy przegląd planu zagospodarowania przestrzennego wskazywał, że część działki zostanie kiedyś zabrana pod budowę drogi. Niby rzecz prosta, a znaleźć działkę w dobrej cenie i do tego w atrakcyjnej lokalizacji wcale nie jest prosto.
Wiedząc, że poszukujemy dla siebie kawałka ziemi, koleżanka pokazała nam pole należące do jej krewnych, a którzy przestali je uprawiać i postanowili je podziałkować i sprzedać. Staliśmy na drodze i gapiliśmy się w ściernisko po zakończonych kilka dni prędzej żniwach. To była taka magiczna chwila, taka miłość od pierwszego wrażenia. Że co, że nie ma czegoś takiego? Zapewniam, że jest, tak poznałem swoją żonę 😍
Wróciliśmy tu nazajutrz i w następny jeszcze dzień. Tym razem "nocne analizy" nie wychwyciły żadnych niewłaściwości i decyzja kupna zapadła. Co nas tu tak zauroczyło? Nie ma przecież widoku na piękną górską panoramę, nie ma jeziora i wyginających się na wietrze szuwarów, nie ma rozległych przestrzeni ani olbrzymiej kniei. To co jest? Właściwie to niewiele, mały lasek, pola i łąki. Wtedy jak tam staliśmy, to w zasięgu wzroku gdzieś w oddali stały dwa domy niemal wykończone i trzeci budujący się, za plecami wiatr szumiał w konarach drzew rosnących w niewielkim lasku, próbując akompaniować ptasiemu chórowi, który gdzieś w listowiu dawał swój piękny koncert. Po naszej przyszłej działce dumnie przechadzał się bażant, a przez pola biegło stado saren. Normalnie bajka.
Teraz, po czterech latach od tej chwili zmieniło się niewiele. Ptaki dalej koncertują w leśnym zagajniku, bażanty dalej pysznią się za płotem, a i sarenki czasami pojawiają się w okolicy. Tylko domów przybyło, i sądząc po częstych wizytach geodetów z niwelatorami, będzie to tendencja utrzymująca się. Kwestią czasu jest, gdy za płotem pojawią się sąsiedzi i widok pól zostanie przysłonięty przez jakąś modną teraz parterówkę. Trzeba będzie zabrać się za urządzanie otoczenia domu, skomponować jakoś gustownie roślinność wokół domu, by zamiast na sąsiada biegającego po swoim trawniku z kosiarką widzieć ścianę świerków, cisów i jałowców, widzieć pędy winobluszczy i zieleń ostrokrzewów. Nie mamy widoków na góry i nie bardzo chcemy oglądać z tarasu sąsiadów, w związku z tym musimy sami zbudować sobie ogrodową scenerię. I czym szybciej się za to zabierzemy, tym lepiej, w końcu pożądany efekt i tak otrzymamy dopiero za kilka lat.
W taki chyba sposób rodzi się przywiązanie do ziemi. Nie jest to taki związek z polem jak Boryny z "Chłopów", ale czuję, że z każdym dniem coraz bardziej tu kotwiczę. Mnie się tu bardzo podoba, uwielbiam to nasze nowe miejsce na Ziemi, żona też jest zachwycona, a syn... no cóż, nasz syn, gimnazjalista, chyba wciąż ma nam za złe, że patrząc przez okno zamiast trzydziestotysięcznego osiedla widzi dumnego bażanta przechadzającego się tuż za płotem.