Wpis 198
Prawie zapomniałem, że kiedyś dość często udzielałem się na tym portalu. Powoli odchodzi w zapomnienie rzeczywistość budowlanej przygody. Dom, który wybudowaliśmy służy nam wspaniale. Mieszka się nam tu rewelacyjnie, mamy świetnych sąsiadów, z którymi udało się nam znaleźć wspólny język.
Szczególnie komfortową sytuację mieliśmy w okresie "narodowej kwarantanny" gdzie w piękne wiosenne miesiące, od kwietnia do czerwca, mogliśmy całymi dniami przebywać w ogrodzie, na tarasie, na trawce, nie skrępowani maseczkami i innymi wymogami sanitarnymi. A ci co mieszkają w blokach, w tym moi bliscy i koledzy, musieli zmierzyć się z naprawdę trudną rzeczywistością. Nie zazdroszczę...
Choć powoli, to jednak nieuchronnie zbliżamy się do takiego momentu, kiedy usiądziemy wygodnie na tarasie, i sącząc kawę powiemy: "to już jest koniec, nie mamy co robić". Jest to oczywiście bardzo duże uproszczenie, bo przy domu jest zawsze coś do zrobienia, ale chodzi mi o moment, w którym wszystko to, co było związane z budową i urządzaniem domu oraz jego otoczenia zostanie zakończone. Właściwie to zostało bardzo niewiele do zrobienia, nasza mała garderoba i kafelki w spiżarce pod schodami - w skali całej inwestycji to zwyczajnie pestka. Najważniejsze, że wszystkie "duże" prace mamy za sobą.
Zakończyliśmy urządzanie otoczenia domu. Jest bruk, jest ogrodzenie od frontu, przearanżowaliśmy skalniak przed domem, który z dzikiej kępy rozchodników i wściekle rosnącego skrzypu zamienił się w prostą, elegancką kompozycję, która tak trochę na siłę może kojarzyć się z ogrodami japońskimi.
Cała zieleń, i ta "rekreacyjna" i ta owocowo-warzywna, rośnie jak szalona. Żywopłoty z antypki, berberysu i grabu były już trzy razy przycinane i mają ponad 1,5 m wysokości i są przy tym bardzo rozkrzewione. Trawa, choć nie jest taka jak na polu golfowym, to poprzez jej regularne przycinanie co 1-2 tygodnie daje wrażenie eleganckiego zielonego trawnika. Iglaki, które cały zeszły rok chyba się aklimatyzowały i dość opornie rosły, to w tym roku cieszą nasze oczy szybkim wzrostem i gęstym igliwiem. Taka np. daglezja to od wiosny urosła chyba z metr. Pięknie rosną ozdobne trawy, a krzewy i drzewka owocowe wydały bogate plony. Jedliśmy własne porzeczki i agrest (z tych pierwszych robi się naleweczka :) , świdośliwę, morwę i borówki amerykańskie, truskawki i poziomki. W tej chwili jemy maliny i jeżyny, pomidory i masę różnej zieleniny - dymka, szczypiorek, rzodkiewka, sałata, rukola, groszek, buraczki, dojrzewa papryka. Okupione to było heroiczną wręcz walką z inwazją ślimaków, głównie tych bez muszli, których potrafiłem czasami nazbierać nawet pół wiadra. Taki idealny "prezent" dla nielubianego sąsiada :) Ale że wszyscy sąsiedzi są OK, to ślimaki w sposób humanitarny lądowały na nieużytkach 200 m dalej, z nadzieją, że do zimy nie zdążą już do mnie przypełznąć :}
Na zewnątrz pojawiły się też takie ustrojstwa jak kompostownik, krata grillowa zawieszona nad paleniskiem na trójnogu, nowa druga drewutnia (obie zapełniłem już drewnem) i na ścianie garażu dwa agregaty do klimatyzacji. Klima została zamontowana w dwóch pokojach na górze - w sypialni i w pokoju syna, który ma tylko dwa okna połaciowe i to od południowej strony. Komfort w upalne dni jest teraz niesamowity.
Wewnątrz skończyłem największą robotę z tych, które jeszcze mi zostały - garaż. Podłogi i ściany są teraz łatwe w utrzymaniu czystości, a to za sprawą gresu i glazury jaką położyłem na wszystkich tych powierzchniach. Gres techniczny na podłogę leżał w kącie chyba ze trzy lata, a na ściany poszły resztki z kafelkowania strychu i obu łazienek. Do tego kilka regałów i całość prezentuje się chyba całkiem dobrze. A przede wszystkim w końcu jest porządek.
No i popracowałem też na klatce schodowej, którą wyłożyłem ozdobną cegiełką gipsową.
Jeszcze nie zdążyłem się nacieszyć wiosną, a tu już jesień puka do drzwi. Mam tylko nadzieję, że zima będzie równie łaskawa jak ta poprzednia.
Komentarze