Wpis 200
Chyba nie jestem jedynym, któremu notorycznie brakuje czasu. Praca, dom, dom, praca, o leniuchowaniu można tylko pomarzyć, a pojęcie "nuda" jest wyrażeniem tak dziwnym, jak śnieg na równiku. Czas płynie tak szybko, jak rwący górski potok. Właśnie szykowałem się do pierwszych wiosennych prac w ogrodzie i jakież było moje zdziwienie, gdy uświadomiłem sobie nagle, że to już połowa listopada...
Upływ czasu widać też w naszym domu. Po czterech latach od zakończenia budowy wnętrze nadaje się do odświeżenia, co widać zwłaszcza po powierzchniach pomalowanych białą farbą, można by było powiedzieć, że przyjęła ona odcień "zmęczonej bieli". Ale to nie wszystko. Pojawiają się pierwsze awarie, i nie mam tu na myśli przepalonych żarówek czy też wymiany źle funkcjonującej baterii umywalkowej.
Przez ostatnie kilka miesięcy pojawiły się cztery istotne problemy, i co ciekawe, wszystkie zlokalizowane były w kotłowni, choć każdy z nich dotyczył innego urządzenia.
Pierwszy kłopot zafundował nam nasz kocioł na pellet. Przeprowadzone oględziny wykazały, że pył pozostały po pellecie zablokował skutecznie podajnik ślimakowy. Jako, że rozpoczął się właśnie jakiś długi weekend, to na serwisanta raczej nie można było liczyć. No cóż, skrzynka narzędziowa i kilka godzin pracy doprowadziły kocioł do pełnej sprawności. Największą trudność w tej pracy sprawiło mi zestawienie moich sporych gabarytów z niewielkimi przestrzeniami wewnątrz kotła. No ale dałem radę, i trochę grosza zaoszczędziłem na serwisancie...
Kilka dni później przestała pracować pompka obiegowa w instalacji pompy ciepła do CWU. Zakupiłem stosowną pompkę w sklepie internetowym i dwa dni później kurier zadzwonił do drzwi. Starą pompę obiegową wymontowałem, a na jej miejsce zabudowałem nową, podłączyłem ją hydraulicznie i elektrycznie, a następnie odpaliłem pompę ciepła. Wszystko działa jak należy ...no i znów zaoszczędziłem na serwisancie.
Dosłownie kilka dni później zauważyłem w przedpokoju dziwne przebarwienie ściany tuż przy podłodze. Ściana w tym miejscu była MOKRA. Pierwsza paniczna myśl jaka mi się nasunęła, to że pękła rura ogrzewania podłogowego. Na szczęście nie było aż tak źle. Problem leżał po drugiej stronie ściany, w kotłowni. Na skutek uszkodzenia membrany w naczyniu przeponowym zabudowanym w instalacji ciepłej wody, zawór bezpieczeństwa umieszczony za bojlerem wypuszczał kilka kropli wody, które skapywały dokładnie na fugę między kafelkami i wsiąkały głębiej, w wylewkę. Musiało to trwać dość długo, bo wilgoć przeszła aż na drugą stronę ściany kotłowni. Wizyta w sklepie z artykułami instalacyjnymi i ponowna pomoc skrzynki narzędziowej uratowały sprawę. Po zamontowaniu nowego naczynia przeponowego wszystko zaczęło funkcjonować jak należy, no i oczywiście zaoszczędziłem na wizycie instalatora. A ściana schła dobry miesiąc, dobrze że nie wyszły tam jakieś historie z pleśnią czy grzybem.
Na koniec jeszcze reduktor ciśnienia wody. Od pewnego czasu woda w instalacji zaczęła płynąć jakoś tak anemicznie, jak pralka pobierała wodę do płukania, to można było zapomnieć o używaniu prysznica, jak ktoś w łazience spuścił wodę, to w kuchni nie było możliwości, żeby nalać wodę do czajnika, czy też opłukać szklankę. Na początek posprawdzałem czy gdzieś w studni wodomierzowej nie są przykręcone zawory - nie były. Potem posprawdzałem wszelkie filtry - były czyste. Mój sąsiad, który jest instalatorem, zasugerował, że problemem może być uszkodzony reduktor ciśnienia. Rzeczywiście, wymiana reduktora na nowy rozwiązała problem. Woda teraz leci jak marzenie, a pieniądze, które musiałbym wydać na hydraulika zostały w kieszeni.
Mam cichą nadzieję. że limit awarii jak na razie się wyczerpał...