Wpis 135
13 października 2016 r.
Dobrze, że nie cierpię ani na lęk wysokości, ani na lęk przestrzeni, tudzież na inne temu podobne fobie, bo ocieplanie dachu nad klatką schodową zwyczajnie by mnie pokonało. Rusztowanie, które sam sobie rozstawiłem stanowi istny małpi gaj, który przemierzyłem już wielokrotnie: najpierw rozmierzając i montując stelaż z profili, potem popisując się akrobacjami z wełną skalną, następnie były ewolucje z folią paroizolacyjną, aż w końcu dzisiaj była ekwilibrystyka z płytami gipsowo-kartonowymi i szermierka wkrętarką z jedną nogą na chwiejnej drabinie ustawionej na niekoniecznie stabilnym rusztowaniu. No ale po kolei...
Rozprawiłem się z korkami tynkarskimi. Chyba już zbyt długo na nie patrzyłem i wybitnie zaczęły drażnić moje źrenice. Złożyłem wizytę u swoich instalatorów z Instalmexu i tego samego dnia w miejsce plastikowych, czerwonych i niebieskich korków, pojawiły się zawory kulowe, których chromowy błysk uspokoił moje oczy, ale też wyeliminował z budynku kolejny element budowlanej prowizorki.
W kuchni zamontowałem przy zlewozmywaku baterię i syfon. Z baterią problemów nie było, jedynie musiałem zakupić dłuższe wężyki, bo te z kompletu, chociaż standardowej długości 50cm, okazały się zbyt krótkie. Ale z syfonem było sporo zabawy. Właściwie to półsyfon, który wraz ze zlewozmywakiem stanowił komplet, jakaś tam włoska produkcja. Ponieważ ów syfon obsługuje też przelew i ruchomy korek, to składa się z wielu części, było ich chyba z 50. W pudełku znalazłem też instrukcję montażu, która jak to często bywa w przypadku towarów importowanych, była lakoniczna i drukowana chyba na jakiejś nie do końca sprawnej drukarce. Złożenie tych kilkudziesięciu elementów, rurek, pierścieni, uszczelek, zakrętek, nakrętek i wężyków, stanowiło prawdziwe puzzle. No ale udało się, i po kilku korektach w ustawieniach uszczelek powodujących drobne przecieki, całość zaczęła właściwie działać. Zastanawiające dla mnie jest, jak można skomplikować tak prostą rzecz jaką jest syfon pod zlewozmywakiem.
Możemy już myć gary. |
Od kilku dni walczę z zabudową poddasza na klatce schodowej. Zamontowałem schody strychowe i uzupełniłem wełną skalną brakujące miejsca i... pierwszy raz nie widzę kalenicy. Znaczy to, że nie licząc strychu nad garażem, ociepliłem już cały dach. Rozciągnąłem folię paroizolacyjną i dokładnie ją posklejałem. Dzisiaj przykręciłem płyty g-k. Trochę mam z tym kłopotu, bo płyty są duże i sporo ważą, a ja, nie dysponując żadnym pomocnikiem albo chociażby tylko przyrządami do podpierania płyt, zwyczajnie improwizuję. Ale, o dziwo, dałem radę wykorzystując to, co na budowie jest pod ręką. Skutek jest taki, że przedpokój na piętrze i klatka schodowa jest opłytowana. W następnej kolejności będę spoinował łączenia płyt.
Małpi gaj. |
Montaż schodów strychowych. |
Schody strychowe są już na swoim miejscu. |
Zafoliowane poddasze. |
Pierwsza płyta. |
Mój, prawie magiczny, podnośnik płyt. |
Przedpokój na piętrze - zapłytowany sufit. |
Zabudowa g-k okna na klatce schodowej. |
Tak prezentuje się opłytowana klatka schodowa. |
Już się nie mogę się doczekać następnego dnia z Familiarisem ;)