Wpis 84
17 listopada 2015 r.
Boża Opatrzność czuwała nade mną. W czasie jazdy samochodem prawe tylne koło zostało zablokowane przez hamulec postojowy, zwany potocznie ręcznym. Całe szczęście, że prędkość była niewielka, bo poślizg w jaki wpadło moje Aveo był dość skromny. Co by jednak było, gdybym jechał wtedy autostradą? Przy prędkości ponad 100 km/h taka awaria spowodowałaby zapewne komunikat nadany w radio, że kierowca z niewiadomych przyczyn zjechał na lewą stronę drogi... Brrr, strach pomyśleć o skutkach.
A co to ma wspólnego z budową? Auto z pełnym bagażnikiem narzędzi i innej drobnicy budowlanej jak np. pianka montażowa czy też jakieś wkręty, trafiło do mechanika i chwilowo jestem uziemiony. Za oknem zrobiła się prawdziwa szaruga jesienna - jest mokro i wietrznie, tak więc rower raczej odpada, 17 km z parasolem w ręce to byłby chyba akt desperacji, a jazda komunikacją miejską z kilkoma przesiadkami też mi się nie uśmiecha. Tak więc muszę zaufać geniuszowi i sprawnym dłoniom pana mechanika. A budowa musi chwilę poczekać.
Dość często rozmawiamy z żoną o urządzaniu przyszłego domu. Zauważyłem, że pomysły, które powodowały nasze gorące dyskusje, na które spoglądaliśmy w zupełnie inny sposób, po tak zwanym przespaniu się z nimi, okazują się zwyczajnie banalne. Pojawia się nie wiadomo skąd trzecie lub nawet czwarte rozwiązanie, które satysfakcjonuje nas oboje. Przykład - wanna w łazience na poddaszu. Żona upierała się przy likwidacji kabiny prysznicowej na poddaszu, twierdząc że jedna kabina w łazience na parterze wystarczy. Ja stałem na stanowisku, że przyda się i wanna, i kabina prysznicowa. Znienacka pojawiła się myśl, żeby zostawić w obu łazienkach kabiny, a zrezygnować z montażu wanny. No i co? To bardzo fajne uczucie dojść do wspólnych i zadowalających nas wniosków.
Oby tak było częściej...
Komentarze