Wpis 169
No masz ci los, znów nie było mnie tu od miesiąca. Cóż mogę powiedzieć... chyba tylko mea culpa.
No to jedziemy z wiadomościami. Schody zostały uzbrojone w balustradę. Miałem zapędy, żeby za jej montaż zabrać się samemu. Dobrze, że się nie skusiłem na "zrób to sam". Trzech doświadczonych montażystów walczyło z gelendrem (tak to u nas na Śląsku mówi się na balustradę) od dziewiątej do osiemnastej z małą przerwą na kawę. Mnie zajęłoby to pewno ze trzy tygodnie... Pozostała kosmetyka w postaci nakładania gładzi na podstopnice i boki biegów schodowych, ale jakoś wybitnie muszę się do tej pracy zmuszać, przez co na efekt końcowy przyjdzie jeszcze trochę poczekać. Tym niemniej balustrada jest zamontowana, schody stały się znacznie bezpieczniejsze i wizualnie całość prezentuje się całkiem fajnie.
Poczyniłem też kilka kroków w kierunku doprowadzenia wiatrołapu do jako takiego porządku. Wykafelkowałem podłogę takimi samymi kaflami jak salon, kuchnię i przedpokój oraz zainstalowałem plafon z ledowym źródłem światła.
Ledowe oświetlenie znalazło się również nad stołem w miejscu naszej jadalni, czyli między salonem a kuchnią. Jest efektowne i doskonale oświetla przestrzeń wokół stołu. Swoją drogą, choć poczciwe żarówki z żarzącym się w szklanej bańce drucikiem wolframowym wciąż są dostępne, to technologia LED potaniała do tego stopnia, że stać na nią każdego. A zalety ledów są niepodważalne: żywotność takiej żarówki jest dłuższa, do uzyskania takiej samej skuteczności świetlnej, co w analogicznej żarówce żarowej, potrzeba znacznie mniej energii elektrycznej, a to bezpośrednio działa pozytywnie na nasz portfel, można dobrać sobie barwę światła taką, jaka nam najbardziej pasuje. W każdym bądź razie, z pełną świadomością wyposażam nasz dom w oświetlenie bazujące na LEDach, a tradycyjne żarówki pozostały jeszcze jako prowizoryczne oświetlenie budowlane.
Ponieważ otoczenie domu pozostawało jakieś takie smutno-puste zrobiliśmy pierwszy krok w celu zmienienia tego stanu rzeczy. Z całej powierzchni działki uporządkowaliśmy mały fragment, w celu jego "sfloryzowania" albo "zbotanizowania"... no, chodzi o to, że chcieliśmy wprowadzić wokół domu trochę zieleni. Fachowcy, albo ci, którzy parają się sprawami ogrodowymi od długiego czasu pewno będą wytykać błędy jakie popełniliśmy. No cóż, są to nasze pierwsze kroki jako ogrodników i traktujemy to jako preludium do prób, a jeżeli coś będzie chciało rosnąć trochę dłużej niż kilkanaście dni to już będzie nasz sukces. W tej materii musimy się nauczyć dosłownie wszystkiego.
Przed frontem, tam gdzie kiedyś wykonawcy nawieźli czegoś co wygląda jak żużel, i co było świetnym materiałem na podjazd dla ciężkich samochodów budowlanych typu wywrotka czy betoniarka, postanowiliśmy też zrobić coś zielonego. Sęk w tym, że owego żużla nijak nie można wybrać, jest on dokładnie wymieszany z ziemią i piaskiem i musiałbym chyba wymienić parę wywrotek gruntu, żeby zrobić z tego urodzajny kawałek działki, a na to kasy już nie ma. Pomyślałem sobie, że podłoże powinno nadawać się na urządzenie skalniaka, i idąc tym tokiem myślenia skombinowałem trochę skałek, które są na tyle ładne, że dają nadzieję na całkiem fajną kompozycję przed domem.
Ponieważ na działce są jeszcze miejsca, których poziom odbiega od tego docelowego, to udało się załatwić dwie wywrotki ziemi, której ktoś chciał się pozbyć, a która po rozplantowaniu podniesie o kilkanaście centymetrów obniżenia terenu wokół budynku.
Pozostały jeszcze sprawy papierkowe. Geodeta wykonał inwentaryzację powykonawczą budynku, przyłączy i zjazdu z drogi publicznej. Jest to jeden z elementów potrzebnych do zakończenia budowy. A na przyszły tydzień umówiłem się z kierownikiem budowy na sfinalizowanie jego prac. Potem już tylko komplet dokumentów złożę u Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. I co, to już koniec? Nie, nie, jak ja to mówię przy każdej okazji: roboty jest tu jeszcze na trzydzieści lat :))